niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 8.

Kiedy tak stałam jak słup, całe moje życie przeleciało mi przed oczami. Pamiętam jak ja i Lou byliśmy dziećmi. Znaliśmy się praktycznie całe życie. Robiliśmy razem babki z piasku, a nawet chodziliśmy do tego samego przedszkola. I teraz to wszystko miało się skończyć i to w taki sposób. A co jeżeli mój "proroczy "sen się spełni i Louis naprawdę mnie zrzuci z tej wieży. Nie, nie myśl tak, to nie może być prawda.Dlaczego miałby to zrobić, nie miał powodu - pomyślałam, ale w głębi serca wiedziałam, że jest powód i to dosyć poważny....
- Louis, co ty tutaj robisz ?- zapytałam
- Przyszedłem ostatni dzień pozwiedzać Paryż. Jutro wyjeżdżamy i chciałem się pożegnać z tym pięknym miastem - odrzekł - A ty co tu robisz ? -zapytał po chwili
- Jestem tutaj, właśnie z takiego samego powodu jak ty. Jutro wyjeżdżamy i wracamy do domu.
- Aha w takim razie skoro już się poznaliśmy... -powiedział- chciałbym Ci kogoś przedstawić.
I wtedy zza jego pleców wyszedł przepiękny brunet o wspaniałych kręconych włosach i zielonych oczach. Kiedy go zobaczyłam myślałam, że zemdleję. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkałam  tak przystojnego chłopak.
- Cześć, jestem Harry - powiedział, ujął moją dłoń i musnął ją swoimi delikatnymi ustami. Prawdziwy dżentelmen.
- Miłłło mi, jestem Katte - zaczęłam się jąkać. Byłam strasznie zestresowana. Bardziej niż przed klasówką, kiedy jeszcze chodziłam do szkoły.
- Kochani wybaczcie - przerwał nam Mike - ale musimy się już zbierać. Za chwilę mamy samolot.
- Przepraszam - spytał Louis - a dokąd lecicie ?
- Wracamy do Londynu - odpowiedziałam - a dlaczego pytasz ?
- Tak po prostu, ale wydaje mis się, że nie rozstaniemy się na długo - stwierdził
- Nie rozumiem o czym mówisz ?
- My też wracamy do Londynu, więc będziemy siedzieć w jednym samolocie - zaśmiał się.
- W taki razie do zobaczenia - powiedziałam i pożegnałam się...na razie. 

***

Jeszcze nigdy w życiu tak szybko się nie pakowałam. Ostatni raz zdarzyło mi się to.... kiedy moja kochana przyjaciółka w ostatniej chwili powiadomiła mnie o nagłym  przyjeździe tutaj i odciągniecie mnie od moich dotychczasowych problemów. Właśnie moje problemy. Sama myśl o wracaniu do pustego mieszkania przerażał mnie.Nienawidziłam swojej mamy, dlaczego ? Cóż... zawsze kiedy potrzebowałam pomocy lub choćby krótkiej chwili by móc z nią porozmawiać o swoich problemach, wyżalić się nigdy jej nie było. Praca pochłonęła ją całkowicie. Z domu wychodziła wcześnie rano, a wracała późno wieczorem. Potrafiła pracować nawet w weekendy, a kiedy zdarzało się jej szybciej urwać, szła do swojego gabinetu i dalej pracowała. Kim była ? Była księgową w bardzo dużej firmie korporacyjnej. Nie wiem, czym się tam zajmowali nigdy mi o tym nie opowiadała. Nawet nie wiem gdzie znajduje się ta firma. Zawsze kiedy ją o to pytałam udawała, że mnie nie słyszy albo po prostu mówiła, że to nie moja sprawa. Unikała tematu jak ognia, jakby bała się, że dowiem się o czymś, o czym nie powinnam wiedzieć. ,

***

"Samolot lecący z Paryża do Londynu odlatuje za 30 minut, wszyscy pasażerowie proszeni są do odprawy" 
- Nareszcie - odezwałam się znużonym głosem.
- Jeszcze chwila i będziemy w domu - skomentował Mike. Wiedziałam, wiedziałam to doskonale i wcale nie chciałam tam wracać.
- Ej co to za smutna mina - Nicola próbowała mnie pocieszyć - spędziliśmy właśnie wspaniale wakacje. Nic tylko się cieszyć - jej entuzjazm zadziwiał mnie coraz bardziej. Nie pamiętam kiedy ona ostatni raz była smutna. Zawsze chodziła uśmiechnięta i bezproblemowa. Nie miał się czym przejmować. Całe życie ma udane.... no może prawie całe. Gdyby nie jej były chłopak, żyłaby sobie jak księżniczka. Przez tego ćpuna musiała przechodzić przez prawdziwe piekło i cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze.

***

- Dlaczego jeszcze nie lecimy, już dawno powinniśmy być w drodze - nie, nie byłam wściekła byłam po prostu wkurzona. Nie chciałam wracać, ale  jeszcze jedną rzeczą, której nie chciałam i której szczerze nie lubiłam było latanie. Zawsze bałam się, że podczas lotu wpadniemy w jakoś trąbę powietrzną i po nas. Wolałam czuć grunt pod nogami.
- Przepraszamy państwa, za małe opóźnienie - odezwał się głos stewardesy w samolotowych głośnikach - ale musieliśmy zaczekać na bardzo ważnych gości. - ciekawe kogo miała namyśli mówiąc "ważnych gości".
- Otóż tymi gośćmi jest znany brytyjsko-irlandzki zespół One Direction  - Kto ? pomyślałam. Nigdy o nich nie słyszałam. Kim byli i czy naprawdę są aż tacy ważni, że musieliśmy na nich czekać. 
 - Powitajmy ich serdecznie - powiedziała a ja gwałtownie odwróciłam głowę w stronę wejścia. To co tam zobaczyłam zwaliłoby mnie z nóg, gdybym stała. Cieszyłam się, że siedzę. Między fotelami przechodziło pięciu przystojnych chłopaków i dwie dziewczyny. Ale nie to było najważniejsze. Tam był Louis z dziewczyną i jego przyjaciel Harry. Zaniemówiłam z wrażenia. 
- Kate, Kate - poczułam rękę mojej przyjaciółki na swoim ramieniu.
- Co się dzieje - spytałam.
- Harry coś do Ciebie mówił, ale byłaś w takim transie, że bał się tobie przeszkadzać.
- Och... - tylko tyle potrafiłam z siebie wyrzucić w tym momencie - a gdzie on jest ?
-   Obok ciebie - odpowiedziała i wskazał kierunek ruchem głowy.Odwróciłam się i mało co prawie nie dostałam zawału. Jego piękne zielone oczy wpatrywały się we mnie z takim... nawet nie wiem jak to nazwać. Jeżeli spotkałabym go kiedyś w jakimś ciemnym zaułku, na pewno zaczęłabym szybko uciekać, nie stety tutaj nie był gdzie. Chyba nawet nie chciałam. Mogłabym się wpatrywać w jego oczy bezustannie, całymi godzinami. Było w nich coś co mnie urzekło. W tym chłopaku było, w ogóle coś, czego nie mogłam określić, ale czułam, że mnie do niego ciągnie... jak magnez. 
- Witaj, piękna - powiedział i uśmiechnął się do mnie, w tak sposób, że na jego policzkach zauważyłam dołeczki. Zniewalający uśmiech pokazał rzędy śnieżno - białych zębów. Można by rzec - książę z bajki. Brakowało mu tylko białego konia.
- Hej  - odpowiedziałam - Miło Cię znów widzieć - również się do niego uśmiechnęłam.
- Lot do Londynu jest trochę długi, więc mam nadzieję, ze fajnie razem spędzimy ten czas - ton jego głosu był strasznie czarujący. Gdybym mogła rozpłynęłabym się na tym fotelu. 
- Zdziwiłaś się trochę kiedy zobaczyłaś nas w samolocie, jako specjalnych gości.
- Nie miałam pojęcia, że jesteście zespołem, więc tak byłam trochę zaskoczona.
- A Louis nic Ci nie mówił ? - zawsze miałam problemy w rozmowach z chłopakami, ale z Harrym mogłam rozmawiać na luzie, bez żadnej spinki.
- Spotkaliśmy się dopiero wczoraj po raz pierwszy od kilku lat.  - zastanawiałam się, czy zamierzał w ogóle powiedzieć mi o tym, że jest sławny. Nie wymagałam tego od niego, ale jeżeli znaleźli by nas paparazzi zaczęłabym się zastanawiać: dlaczego ?
- Yhm... - odpowiedział - a skąd jesteś, bo twój akcent wyraźnie nie jest brytyjski.
- Nie... - zaczęłam - z pochodzenia jestem amerykanką. Urodziłam i wychowałam się w Nowym Jorku, ale po rozwodzie rodziców przeniosłam się z mamą do Londynu - spuściłam wzrok na dół i zaczęłam się bawić swoimi palcami nie wiedząc co teraz zrobić, chłopak chyba to zauważył i szybko dodał:
- Och, bardzo mi przykro - dotknął mojej ręki swoją ciepłą dłonią, gdzie zaraz pojawiła się gęsia skórka.
- Co ty daj spokój, to było tak dawno, że już się do tego przyzwyczaiłam - spojrzałam na niego.
-  A teraz mieszkasz gdzie ? - zapytała... znowu. 
- Wcześniej mieszkałam w centrum Londynu, ale parę lat temu przeprowadziłam się do Holmes Chapel.
- Do Holmes Chapel ? - miał dziwny wyraz twarzy, jakby nigdy nie słyszał o tym miejscu.
- Tak Holmes Chapel, a dlaczego pytasz ?
- Wychowałem się tam i nadal mieszka tam moja mama - uśmiechnął się - A w której części dokładniej, jeżeli mogę wiedzieć ?
- Nie daleko jeziorka - odparłam. Więc Harry mieszkał kiedyś na tym samym osiedlu co ja. 
- My mieszkamy, kilka domów wcześniej i jakoś nigdy Cię tam nie widziałem ?
- Nie wychodziłam zbyt często, może dlatego... - odpowiedziałam i zaśmiałam się na co mój towarzysz zareagował tak samo. 

***
Czas szybko mija, kiedy rozmawiasz i śmiejesz się. Harry był bardzo dobrym rozmówcą, niestety nikogo innego tam nie miałam. Nicol i MIke spali jak zabici, więc nie mogłam liczyć na to, że włączą się do rozmowy. Kiedy wysiadłam z samolotu, od razu humor mis się pogorszył. Pogoda w Londynie dobijała za każdym razem, kiedy tu byłam. Padało i wiał niemiłosiernie silny wiatr. 
- Dobrze kochani, wy już jedźcie a poczekam na taksówkę - powiedziałam i pożegnałam się ze wszystkimi. Wszyscy chłopcy z zespołu byli bardzo sympatyczni. Na końcu pożegnałam się z Harry i już miałam odejść, kiedy złapał mnie za rękę.
- Po co czekać na taksówkę, kiedy mogę Cię odwieźć - powiedział i zaczął się do mnie przybliżać
- Nie chciałbym robić problemu - odpowiedziałam.
- Żaden problem i tak tam jadę - zgodziłam się i po chwili siedzieliśmy w jego czarnym samochodzie.
Kiedy dojechaliśmy był ciemno. Dojechaliśmy pod mój dom. Harry wysiadł, otworzył mi drzmi, abym i ja mogła wysiąść i podszedł do bagażnika po moją walizkę. Zaniósł mi ją pop sam dom. Wyciągnęłam klucze z torebki i otworzyłam drzwi. Spojrzałam na chłopaka.
- Wejdziesz ? - wskazałam ruchem głowy kierunek wnętrza domu.
- Nie... - przerwał - wydaje mi się, że skończyłoby się to inaczej niż byś oczekiwała - zawadiacki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Ujął delikatnie moją dłoń i pocałował jej wierzch swoimi miękkimi ustami. 
-Do zobaczenia, wkrótce - odszedł zostawiając mnie samą sobie ze swoimi myślami. Już miałam odwrócić się i wejść do domu, ale poczułam, że trzymam coś w dłoni. To była zwinięta mała kartka papieru. Otworzyłam ją i zobaczyłam rząd cyfr. Zostawił mi swój numer telefonu. Uśmiechnęłam się w duchu, ale po chwili zaczęłam się zastanawiać, o co mu chodziła mówiąc: "wydaje mi się, że skończyłoby się to inaczej niż byś oczekiwała" - zastanawiające....