Obudziłam się dosyć wcześnie. Nie potrafiłam jakoś spać. Miałam dziwne wrażenie, że dzisiejszy dzień będzie zupełną odskocznią od całej reszty dni w tym miesiącu. Leżąc na łóżku doszłam do wniosku, że czas ostatnio leci bardzo szybko. Przecież ja w ogóle nie mam dla siebie odpoczynku. Praca w schronisku pochłania mnie całkowicie. Całe szczęście, że mieszkam razem z mamą. Ona mi trochę pomaga. Nie wiem co ja bym bez niej zrobiła.
Spojrzałam na zegarek. Była godzina 8:30. Mam jeszcze trochę czasu. Do pracy miałam na 10:00, ale postanowiłam wstać wcześniej i może zrobić pranie. Wstałam i naszykowałam sobie rzeczy do ubrania i poszłam w stronę łazienki.Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół do kuchni.
- Cześć mamo ! - krzyknęłam i skierowałam się w stronę kuchni. Cisza.... może jeszcze śpi. Nie... przecież ona zawsze wstaje bardzo wcześnie, ale mimo wszystko postanowiłam zajrzeć do jej sypialni. Pusto... łóżko było zaścielone.
- Pewnie poszła do sklepu. - nie zawracałam sobie głowy gdzie jest, pewnie przecież zaraz wróci. Nie tracąc więcej czasu poszłam do kuchni i naszykowałam sobie kanapki - teraz do zjedzenia i na później do pracy. Siadłam do stołu i już zabrałam się do skonsumowania mojego śniadania, gdy zobaczyłam, że na stole leży kartka, na której była napisane "Dla Katherine"
Otwierając go nie wiedziałam, że ta wiadomość którą tam znajdę zmieni całe moje życie i spojrzenie na świat. Zaczęłam czytać:"Kochana córeczko !"
- Nie to przecież nie możliwe... przecież, nie !!...to na pewno tylko zły sen i zaraz się pewnie obudzę. Dla przyśpieszenia tego uszczypnęłam się dosyć mocno w rękę.
- Aua - zabolało, ale nic nie pomogło. Dalej siedziałam przy stole, a w drżących dłoniach trzymałam list od mamy. Ale dlaczego to zrobiła ? Z oczu napływały mi coraz większe łzy. Cały czas w domu zachowywała się normalnie i nie dawała żadnych oznak, że coś jest nie tak, a ty nagle... coś takiego. I o jakich sprawach nie powinna ze mną rozmawiać ? Czy ma jakieś kłopoty ? Nie mogłam znieść myśli, że opuściła mnie. Nie zastanawiając się dłużej wybrałam na komórce numer do przyjaciółki. Nicole zawsze nosiła telefon przy sobie i odebrała już po dwóch sygnałach.
- Nicole... możesz do mnie.... teraz przyjechać... stało się...stało się coś strasznego, ale...ale to nie jest rozmowa na telefon. Proszę Cię...ja...muszę z kimś porozmawiać. - zakończyłam rozmowę i rozryczałam się jak małe dziecko, któremu zabrano jego ulubioną zabawkę.
---------------
Tak jak mówiłam dodaję pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Wiem, że jest krótki, ale życzę miłego czytania :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz