- Wiem, ale ja...przecież... ona nie mogła tak po prostu odejść - łzy same napływały mi do oczu
- Ale przecież zostawiła Ci wszystko... Tak ?
- No niby tak, ale przecież z mojej pensji w schronisku nie utrzymam całego domu - koszmar, czułam się jak w straszny śnie, z którego zaraz się obudzę i wszystko będzie jak dawniej.
- Posłuchaj, teraz to ty musisz się opanować i przestać płakać, bo zaraz idziesz do pracy - Nicola zawsze logicznie myślała. W naszym towarzystwie to ja zawsze byłam tą mniej rozgarniętą.
- Masz rację, zaraz wychodzę do pracy i muszę jakoś w miarę normalnie wyglądać. A tak w ogóle to...która jest godzina ?
- 9:32 , a na którą masz do schroniska - zapytała basowym głosem Nicola
- Na 10:00 i boję się, że się spóźnię - zaczęłam latać po domu szukając kluczyków i i dokumentów do samochodu. - Trzeba było się nad sobą dużej użalać Katherino Jenkins. - Nicki podrzucić Cię gdzieś do miasta ? - zapytałam
- Nie dzięki mam tu nie daleko spotkanie biznesowe, więc przejdę się na nogach - tak zapomniałam, że ona i jej mama prowadzą wspólny biznes i Nicola czasami chodzi z nią na takie spotkania. A tak poza tym moja przyjaciółka studiuje architekturę krajobrazu i jest w tym naprawdę dobra. Poza tym wydaję mi się, że ona naprawdę lubi się tym zajmować.
- Dobra, w takim radzie spotkamy się potem tak ?
- Tak jasne. To w tej kawiarni za rogiem, może być ?
- Tak jasne, w takim razie do zobaczenia - powiedziałam i posłałam jej uśmiech na jaki było mnie stać w tak smutnej sytuacji w jakiej się znalazłam.
*
Weszłam do niedużego pomieszczenia, w którym znajdowała się recepcja, gdzie wypełniało się formularze adopcyjne. W rogu pod oknem w tym samym pomieszczeniu stały dwa dwa czerwone krzesła i niewielki stoliczek. Można tam było usiąść i poczekać na swojego adoptowanego zwierzaka.
- Cześć Emily - przywitałam się z naszą recepcjonistką. Była to najmłodsza pracownica jaka tu pracowała.
- Witam Kate, wyglądasz dzisiaj jakoś inaczej niż zwykle, czy coś się stało - zauważyła, zresztą kto by nie zauważył tych zaczerwienionych oczu.
- Tak wszystko ok, ale jakoś dzisiaj jakoś źle spałam.
- Dobra my tu gadu, gadu a twój ulubieniec już nie może się ciebie doczekać.
- Tak idę.
Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, gdzie ogólnie mieszkały wszystkie bezpańskie psy, wyskoczył ze swojego koszyka i zmierzał w moim kierunku.
- Cześć kochany. Widzę, że nie mogłeś się już doczekać mojego przyjazdu co ?
- Kate, ja wiem, że najchętniej nie rozstawałabyś się ze swoim kundelkiem, ale czeka na Ciebie nie mała kolejka osób chcących zaadoptować zwierzaki.
-Już idę - powiedziałam i wróciłam do recepcji i... zamarłam. To nie była mała kolejka, ale gigantyczna.
- Wydaje mi się, że ten dzień będzie bardzo. bardzo długi - powiedziałam pod nosem i zabrałam się do oprowadzania zainteresowanych po schronisku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz